-Jaka pomyłka ? Może i jest ciemno, ale wszędzie poznałbym moją kochaną Sophie - teraz z kolei odezwał się ten drugi.
Stałam w miejscu i nie mogłam się ruszyć. Nogi miałam jak z waty, było mi gorąco i zaczynało robić słabo. Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Nie było tu zupełnie nikogo co było dziwne bo w końcu stałam na chodniku przy głównej drodze. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok do przodu.
-Ej księżniczko wybierasz się gdzieś? - spytał ten łysy.
Nagle obaj odeszli od samochodu i zaczęli iść w moją stronę. Jeden z nich chwycił mnie za nadgarstki. Zaczęłam się wyrywać.
- Puść mnie. Puść mnie, słyszysz? - krzyczałam licząc, że mi to w czymś pomoże.
- Uh jaka zadziorna - powiedział śmiejąc się z kpiną ten łysy.
- Josh podaj mi husteczkę. Bez niej się chyba nie obejdzie- powiedział ten drugi po czym łysy , który jak wywnioskowałam z ich rozmów miał na imię Jake, poszedł do auta. Nim się obejrzałam Josh przyłożył mi husteczkę do twarzy, a ja zaczęłam powoli tracić siłę. Ostatnie co pamiętam to to, że wpakowali mnie do samochodu. Potem już tylko ciemność.
Kiedy się ocknełam było jeszcze ciemno. Siedziałam w pustym pokoju przywiązana do krzesła. W głowie odrobinę mi się jeszcze kręciło lecz powoli dochodziłam do siebie. Nadgarstki miałam związane metalowym łańcuchem, które wbijały mi się w skórę. Moje kostki również były przywiązane i bolały. Pokój, w którym się znajdowałam był niewielki , miał jedno okno, które znajdowało się za moimi plecami. Ściany były białe, a podłoga była cementowa. W pokoju było zimno. Zza drzwi słyszałam stłumione głosy. Rozpoznałam głos Josha i Jake'a ale był tam też jeszcze jeden głos, którego nie rozpoznałam. Kiedy ktoś nacisnął na klamkę opuściłam głowę w dół udając, że jeszcze się nie obudziłam.
-Sophie obudź się bo jak nie to ci zaraz pomogę- Josh krzyczał do mnie i szarpał mną.
Podniosłam głowę. Nie byłam w stanie się odezwać. Strach przeszywał moje ciało.
- Jak mogliście ją porwać? Będą przez to same problemy. Upadliście na mózg.- powiedział wchodąc do pokoju trzeci chłopak, którego jeszcze nie znałam.
- Nie pożałujemy. Zobaczysz. - odpowiedział mu Jake.
- Justin szkoda, że nie widziałeś jak Sophie nieźle się rzucała. A wydawało mi się, że jest taka spokojna - powiedział z kpiną Josh.
Ah czyli tamten nazywał się Justin.
-Mówiłam już, że nie znam żadnej Sophie. To pomyłka. - powiedziałam do nich wystraszona ciągle siedząc ze spuszczoną głową.
Justin podszedł do mnie, chwycił za głowę i podniósł do góry, żeby zobaczyć moją twarz.
- Kurwa- przeklął Justin .
-Co jest? - spytali na raz zdziwieni Jake i Josh.
-To nie jest Sophie. Jesteście skończonymi i kretynami. Porwaliście przypadkową dziewczynę. - odpowiedział wkurzony Justin.
-Japierdole Josh to ty powiedziałeś, że to ona- powiedział Jake popychając Josha.
Justin zmierzwił ręką włosy i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Jego koledzy podążyli za nim zostawiając mnie samą.
Przez drzwi słyszałam głośną kłótnię. Po 10 minutach Justin wszedł do pokoju. Zaczął chodzić w tą i z powrotem. Po chwili zatrzymał się.
-Jak się nazywasz? - spytał.
-Meg - odpowiedziałam po cichu.
Rodzice zawsze mówili do mnie Megan co mnie denerwowała chociaż sama nie wiem czemu , przecież to było moje imie. Ale moi znajomi i nauczyciele od małego mówili do mnie Meg. Zastanawiałam się co się teraz ze mną stanie. Czy mi coś zrobią?
- Co chcecie ze mną zrobić ? - spytałam.
- Zamknij się, dobrze ci radzę. Jeżeli nie chcesz żeby stała ci się krzywda lepiej się nie odzywaj . - Justin wykrzyczał mi te słowa prosto w twarz.
Wiedziałam, że to było ze zdenerwowania . No tak porwali nie tą osobę i mogą mieć przez to kłopoty.
- No to możemy się z nią zabawić - powiedział wchodząc do pokoju Jake.
Od razu zakręciło mi się w głowie i zrobiło mi się gorąco. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Jak to zabawić? Co? Czekaj, powtórz. Obym się tylko przesłyszała.
- Wy jesteście chyba chorzy. Nawet nie próbujcie - powiedział Justin.
Justin jest wysokim brunetem , o brązowych oczach. Był ubrany w czarne rurki , biały t-shirt i szare wysokie conversy. Miał około 18-19 lat. W sumie to był całkiem przystojny. Szkoda, że był jednym z moich porywaczy.
-No co ty młody? Od kiedy ty taki grzeczny jesteś? - smiał sie z Justina Josh.
Widziałam , że w oczach Justina panowała nienawiść i złość. Wydawało mi się, że on jest inny od nich. Ale gdyby był inny pewnie by z nimi nie trzymał.
- Chłopaki błagam. Chyba nie chcecie narobić nam większego kłopotu. - powiedział Justin dziwnym tonem.
- Bieber ma racje . - odpowiedział Jake.
Justin zrobił głęboki wdech i wydech . Popatrzył na mnie i wyszedł z pokoju. Jake i Josh stanęli koło okna i zaczęli rozmawiać. Wychwtywałam tylko niektóre słowa , ale mogłam się domyślić, że rozmawiali o mnie.
- Proszę was. Wypuśćcie mnie . Nikomu nic nie powiem. Obiecuję.- powiedziałam.
Jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Poczułam silny ból na twarzy. To Jake przyłożył mi w policzek. Zacisnęłam mocno pięści co spowodowało , że ból nadgarstków się zwiększył. Jake z Joshem zaczęli się śmiać i wyszli z pokoju. Kiedy tylko drzwi się zatrzasnęły po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Na moim policzku pojawiło się małe rozcięcie spowodowane uderzeniem więc każda łza powodowała pieczenie. Do pokoju wszedł Justin.
- To oni ci to zrobili? - spytał z troską w oczach widząc mój policzek.
Pokiwałam głową potwierdzając.
Justin usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. W jego oczach widać było złość.
- Mówiłem ci kurwa żebyś się nie odzywała. - krzyknął- mówiłem. Posłuchaj chociaż raz i się do tego zastosuj. Nie znasz ich, a ja tak. I dobrze ci radze morda w kubeł.
- Przepraszam - powiedziałam cicho, ale wyraźnie.
Chłopak zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Ile masz lat? - spytał po chwili.
- 17 -odpowiedziałam.
Usłyszałam , że drzwi się otwierają , a do pokoju weszli moi pozostali porywacze.
- Odwiążemy ci łańcuchy żebyś mogła coś zjeść. Nawet nie próbuj żadnych numerów, jasne? - powiedział Jake.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Josh podszedł do mnie i rozwiązał moje ręce i nogi. Kiedy spojrzałam na moje ręce zobaczyłam, że są sinie i pokaleczone. Wstałam i podeszłam do tacy z jedzeniem , którą mi zostawili. Dali mi bułkę, kawałek sera i szklankę wody. No prawie jak w hotelu, nawet jedzenie przynoszą mi do pokoju.
Kiedy jadłam drzwi lekko uchyliły się i ktoś wsunął kopertę do pokoju. Podeszłam do niej , a kiedy ją otworzyłam moim oczom ukazała się maść i bandaże oraz karteczka , na której pisało '' TO NA NADGARSTKI-JUSTIN''. W tym momencie poczułam ogromną sympatię do niego. Zastanawiałam się co on robi z takimi kretynami, którzy nie potrafią nawet dziewczyny dobrze porwać.
Maść od Justina dawała mi przyjemny chłód w miejsca obrażeń.
-Dobra koniec tej dobroci. Wracaj na krzeszło.- do pokoju wpadł Jake, a za nim kolejno Josh i Justin.
Zastygłam w miejscu i przypatrywałam się im.
- No co się tak gapisz. Z dupą na krzesło - powiedział Justin.
Zrobiłam tak jak kazał. Justin chwycił łańcuchy żeby związać mi ręce. Czułam, że przejechał palcem po moich zabandażowanych nadgarstkach. Pewnym ruchem związał mi ręce lecz już nie tak mocno. Zostawił trochę luzu aby jeszcze bardziej nie skrzywdzić moich nadgarstków.
To niesamowite, że w jednej chwili zachowywał się jak palant , a chwilę później był taki troskliwy. Zastanawiało mnie jedno. Kim jest Justin Bieber.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz